Nie brzmi ani trochę zachęcająco, prawda? Często przez swoją nazwę (która chyba nikomu dobrze się nie kojarzy ;-)) jest lekceważony i niedoceniany, a to właśnie mocznik posiada silne właściwości higroskopijne, czyli skupiające wodę. To właśnie mocznik działa intensywnie nawilżająco i funduje nam efekt gładkiej i jędrnej skóry. Mocznik jest bardzo uniwersalną substancją. Znajdzie on swoje zastosowanie zarówno w pielęgnacji ciała jak i włosów. Chociaż tej drugiej wersji jeszcze nie próbowałam. Wiele firm kosmetycznych w produktach dla przesuszonej skóry umieszcza wysoko w składzie właśnie mocznik. I dzisiaj chciałam wziąć pod lupę dwa bardzo znane produkty z tym właśnie składnikiem.
Jak już Wam powtarzałam i opowiadałam setki razy moje stopy kiedyś to była istna tragedia. Suche, twarde i popękane pięty.. nic tylko schować przed światem. Momentem przełomowym były oczywiście skarpetki złuszczające, ale znam swoje stopy na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że jeżeli spocznę na laurach to szybko wrócę do punktu wyjściowego. Początkowo używałam dwóch kremów firmy Pat&Rub (wersja z żurawiną i Home Spa). Niestety cena tych produktów pozostawia wiele do życzenia, a nie mogę sobie pozwolić na tak częste wydatki. Dlatego zaczęłam szukać tańszych zamienników. Najchętniej bym spróbowała wersji kremu do rąk Isany Urea, ale przeznaczoną do stóp. Niestety producent jeszcze nie wpadł na ten pomysł. I tak o to w moje ręce wpadł krem do stóp firmy FussWohl. Szczerze mówiąc nie widzę większej różnicy pomiędzy tym kremem, a wersją z Pat&Rub. Dlatego ze względów czysto ekonomicznych pozostanę przy tańszym zamienniku. Jedyne czego mi brakuje to efektu „lekkich stóp”, jaki się uzyskuje po kremach z mentolem.
Balsam do ciała Isany z 10% zawartością mocznika trafił do mnie w bardzo podobny sposób jak krem do stóp FushWohl. Szukałam chwilowego zamiennika po balsamie Pat&Rub. Niestety zakończenie jest zupełnie odwrotne. Nie wiem czy tylko ja się przyzwyczaiłam do idealnej konsystencji masła Pat&Rub i teraz nie potrafię się przestawić na zwykłe balsamy, ale tego balsamu nie da się rozsmarować. Cała przyjemność wieczornego rytuału balsamowania ciała została mi brutalnie odebrana przez konieczność mocnego wcierania i wręcz szarpania skóry. Balsam pozostawia na skórze uczucie podobne do olejku. To znaczy nie wchłania się od razu, przez co niestety pidżama przylepia się nam do tyłka ;-). Jednak trzeba mu przyznać, że nawilża i to porządnie. Jednak szczerze mówiąc ze względu na toporną aplikację balsamu często nie mam ochoty go po prostu używać. Aktualnie staram się go jako tako wykończyć i zakupić moje ukochane masło Pat&Rub.
Isanę miałam zamiar kupić ale mam taki zapas mazideł że raczej nie prędko się skuszę.
OdpowiedzUsuńMi się mocznik kojarzy baaardzo dobrze akurat:D Co do tego mleczka z isany to raz spróbowałam je nałożyć na włosy... nie był to dobry pomysł:D
OdpowiedzUsuńKusiła mnie ta Isana, ale teraz się muszę bardziej zastanowić. Nie lubię jak coś zostaje na mojej skórze.
OdpowiedzUsuńIsana Urea do rąk świetnie sprawdza się na stopach! Polecam! :)
OdpowiedzUsuń(tak naprawdę to sprawdzała się w zimie, krem jest na tyle tłusty, że nie polecam smarować nim stóp na dzień w czasie upałów)
Od jakiegoś czasu używam kosmetyków z mocznikiem, Z Isanowej serii Urea miałam żel pod prysznic, który niestety wysuszał tak samo jak inne żele, ale za to krem do rąk jest super.
OdpowiedzUsuńMocznik bardzo lubię też w pielęgnacji włosów, ale tylko w towarzystwie emolientów :)
OdpowiedzUsuńMleczko z isany faktycznie toporne bardzo, ale nawilża jak szalone, używam go też na stopy :D
O moczniku słyszałam sporo. Jednak nie zwracam uwagi na jego obecność przy zakupie kosmetyków
OdpowiedzUsuń