Glinka różowa

poniedziałek, 14 lipca 2014

Chociaż moje doświadczenie z glinkami, nie jest duże, odkąd zaczęłam je stosować, zajmują wysokie miejsce na mojej liście pielęgnacyjnej.


Jako pierwsze kryterium przy wyborze glinki opierałam na tym, co mówi producent. Wcześniej stosowałam glinkę czarną tej samej firmy (TUTAJ) i była ona zdecydowanym faworytem, chociaż dla niektórych mogła być za mocna. Mnie krzywdy nie zrobiła i byłam naprawdę zadowolona z efektów. Moim ostatnim wyborem była glinka różowa, która jest połączeniem dwóch różnych naturalnych glinek: białej (2/3) i czerwonej (1/3). Jak na glinkę jest bardzo delikatna, ma właściwości zabliźniające, dezynfekujące i wygładzające. Dzięki niej skóra jest ściągnięta, wypoczęta, napięta i odprężona. Przede wszystkim przeznaczona do skóry wrażliwej i delikatnej, również ze skłonnościami do alergii i podrażnień.


Niestety po glince zostało mi samo pudełko, ale możecie mi wierzyć na słowo, że kolor nie był taki jak sobie wyobrażałam - zamiast rzekomego różu,  glinka była brązowawa, czasami widoczne było rozpuszczanie się glinki czerwonej. Chociaż zastosowań glinki jest wiele - m.in. do twarzy,  włosów, ciała - najczęściej stosowałam ją na twarz, chociaż strasznie kusiło mnie żeby spróbować nałożyć ją na włosy, bo świetnie nadaje się do tych łamliwych i delikatnych.  Słyszałam o różnych mieszankach z glinkami - ja mieszam po prostu glinkę z wodą niegazowaną lub przegotowaną 1:1. Ważne jest żeby nie rozdrabniać produktu metalowymi elementami, z którymi może zajść reakcja! Dla mnie wygodną metodą jest patyczek do uszu lub palce :).



Glinkę zawsze nakładam na umytą i czystą skórę, czasami po peelingu i trzymam około 15 minut. Po tym czasie zaczynam  czuć się niekomfortowo i po prostu muszę ją zmyć :) Staram się również nie dopuścić do całkowitego jej wyschnięcia, dlatego zawsze pod ręką mam atomizer z wodą. Teraz najciekawsza część, czyli zmywanie... Wcześniej nie wiedziałam, jak się dokładnie za to zabrać. Teraz po prostu "wkładam twarz pod strumień chłodnej wody i masuję rękoma w celu usunięcia resztek :). Gdy nie ma już żadnych pozostałości, delikatnie odsączam wodę papierowym ręcznikiem, przecieram twarz tonikiem i stosuję krem nawilżający.

Przypominam o konkursie :) !

http://raian32.blogspot.com/2014/06/konkurs-urodzinowy-wygraj-zestaw_30.html

Radi

7 komentarzy:

  1. Mam glinki tej samej firmy, ale czarną i żółtą, najbardziej lubię je mieszać w stosunku 3:1 lub 2:1 (więcej czarnej). Żółta jest rzadsza, bardziej sypka, słabiej zmielona. Trzymam nieraz nawet godzinkę, tylko że wykorzystuję do zwilżania twarzy wodę termalną, żeby papka nie zasychała na twarzy. Efekty świetne :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Zabawnie musiałaby wyglądać różowa glinka po nałożeniu na twarz. :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogę wiedzieć dlaczego nie pozwalasz jej wyschnąć? ;> Tak się powinno robić czy to tylko kwestia komfortu ;>?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyczytałam gdzieś, że tak się powinno robić, by nie przesuszać cery, szczególnie, jeśli się trzyma tak długo maseczkę, jak ja. Poza tym widzę, że w ten sposób dużo lepiej działa niż trzymana tylko 20 minut. Inna sprawa, że dla cer delikatniejszych niż moja to wcale nie musi być korzystne.

      Usuń
  4. ja uzywam czarnej i niebieskiej aktualnie a slyszalam ze rozowa i czerwona jest dosc slaba ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Glinki uwielbiam, ale różowej jeszcze nie miałam :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Mam srednie doswiadczenie z glinkami, ale rozowa lubie w gotowej maseczce ;) Szkoda, ze jednak nie okazala sie typowo rozowa ;)

    OdpowiedzUsuń